• Ceremonia wręczenia Orderu Uśmiechu dr Małgorzacie Wieniawskiej

        • Ceremonia odbyła się 30 listopada 2018 roku w Szkole Podstawowej w Czersku podczas Dnia Patrona pod hasłem: "Nauka jest  super!" 

          LAUDACJA:

          Z radością i wzruszeniem oznajmiam, że zgodnie z życzeniem dzieci, wyrażonym w ponad 150 listach przesłanych do Kapituły Orderu Uśmiechu, spotykamy się dziś, by potwierdzić Orderem to, co jest w zasadzie powszechnie wiadome, że Pani Doktor Małgorzata Wieniawska, nasza Pani Doktor, jest Kawalerem Uśmiechu.

          Czy tylko dlatego, że potrafi uśmiechać się spojrzeniem, ustami na tysiąc, a może nawet dziesiątki tysięcy sposobów w zależności od sytuacji, okoliczności i samego adresata uśmiechu? Nie, nie tylko dlatego.

          Tylko jak opowiedzieć o niej na jej sposób? By w tej opowieści pozostała sobą. Taką, jaka jest i jaką ją kochamy. Jak ująć słowami niezwykłą i niezwyczajną zwyczajność i świąteczną codzienności, to, co delikatne, a przecież realne i trwałe. Zostawiające ślad w sercu. Jak opowiedzieć niespieszną uważność spotkań, gestów, spojrzeń kogoś, kto jest dla nas przede wszystkim Naszą Panią Doktor, ale też przecież córką, żoną, matką, siostrą, teściową, babcią, koleżanką z pracy, przyjaciółką, sąsiadką.

          Trzeba mówić bez zbędnego patosu, fleszy i świateł reflektorów, których unika, bo ich nie lubi.

          Do takiej opowieści o Pani Doktor Małgorzacie Wieniawskiej zaprosiłam dzieci. Tylko one będą w niej wiarygodne. Są ze mną…………….To ich posłuchajcie.

          1. Pani Doktor zawsze zwraca się do nas po imieniu. Pewnie ma swoje specjalne ściągi, bo nie myli się nigdy albo bardzo, bardzo rzadko. I pamięta te nasze imiona nawet poza gabinetem. I zaprasza nas do rozmowy, trochę jak koleżkę J. Rozmowy o głowie, o brzuszku, gardle, w które lubiła zaglądać.

          2. Fajnie, że opowiada, co będzie robić, kiedy nas bada i bierze do ręki te dziwne i tajemnicze przedmioty. Teraz sprawdzę ucho i w tym pomoże mi takie urządzenie….A potem zobaczymy gardło. Powiesz „AAA” tak bardzo szeroko i „EEE” żebym mogła zobaczyć twoje migdałki. I posłucham serduszka, jaki wystukuje rytm?

          I jak się czasem zapytam, a co to jest to pokazując na tajemnicze urządzenie, to Pani Doktor opowiada, choć inni dorośli mówią często: „nie zawracaj Pani Doktor głowy”. Pani Doktor ma dla nas czas i to pewnie dlatego robią się przez to długie kolejki w poczekani.

          3. Pani Doktor nas nie oszukuje, nie mówi: „nie będzie bolało, jak będzie”, albo, że coś jest dobre, jak nie jest. Mówi prawdę. Rozmawia tak, żebyśmy mogli wszystko zrozumieć. Jakbyśmy byli dorośli bardziej. Opowiada: „To lekarstwo ma w sobie takie małe ziarenka, jakby piasek – nie trzymaj go długo na języku, tylko połknij” i tłumaczy: „Ten syrop nie będzie smaczny, ale już po trzech dniach zobaczysz poprawę”.

          4. A czasem pyta też o tyle innych spraw, czy lubmy bardziej truskawki czy pomarańcze, bo okazuje się, że syrop może mieć smak truskawki albo pomarańczy, jak się lubi. I wtedy od razu Pani Doktor wie, co zapisać. A czasem jeszcze zapyta, po prostu, co słychać? Czy lubię chodzić do szkoły i czy to będzie dobrze, jak teraz zatrzyma mnie w domu na trochę lub dłużej.

          5. A ja najbardziej lubię, jak Pani Doktor przychodzi na badanie do domu. Czasem bardzo późno, prawie w nocy. Wtedy lepiej się czeka, bo jest się w domu. Bo tyle osób chce iść do Pani Doktor, że kolejki się robią baaaaaardzo dłuuuugie i czeka się i czeka. A potem jest radość, że się udało. Ale w domu czeka się lepiej.

          6. Pani Doktor Wieniawska rozmawia nawet z takimi małymi dziećmi, niemowlakami, które same nie potrafią mówić. Pochyla się nad takim brzdącem i zadaje mu pytania. I jak mówiłem, że moja siostra nic jej nie odpowie, a się najwyżej rozpłacze, Pani Doktor uśmiechała się i z przekonaniem mówiła: odpowie jak potrafi – oczami, tym, jak podnosi główkę, jak chwyta zabawki, jak kopie nóżkami.
          I wtedy myślałem, że Pani Doktor to jest jakaś Czarodziejka, bo rozumie oczy, ręce, kopanie i płacz.

          7 . Pamiętam, że kiedyś Pani Doktor przyszła, kiedy moją Siostrę bardzo bolał brzuszek, a mama nie umiała jej pomóc I sama już płakała. A jak przyszła Pani Doktor, położyła siostrę na kanapie i tak długo masowała jej brzuszek, aż przestała płakać. I potem uczyła mamę tego masowania.

          8. A ja pamiętam, że Pani Doktor była u nas kiedyś w Sylwestra. My chorzy, a ona w takiej pięknej sukni jak na bal. Bo szła chyba na bal albo właśnie uciekła z niego….Przyszła do nas, choć przecież nie była wtedy w pracy i nie musiała.

          9. Bardzo chce podziękować Pani Doktor Wieniawskiej, że nie boi się naszych kaprysów, dąsów i złych humorów. I płaczów. I mówi nawet, że ona też ma takie trudne dni, kiedy ją na przykład boli głowa. I pije wtedy bardzo mocną, czarną prawie herbatę, z fusami.

          9. Znam taką historię, kiedy Pani Doktor badała dziewczynkę z zamkniętymi oczami. Ta dziewczynka bardzo wstydziła się badania. Nie chciała podnieść koszulki. I wtedy Pani Doktor zaproponowała, żeby Mama, z którą dziewczynka przyszła, odwróciła się, a ona sama zamknie oczy i osłucha ją z zamkniętymi oczyma, a otworzy na umówiony sygnał. Jak zawsze uważna, wyczuwająca kłopot i znajdująca rozwiązanie. Wsłuchana w swoich pacjentów.

          10. Moja mama często opowiada, że żyję dzięki Pani Doktor Wieniawskiej. Kiedyś, kiedy byłem jeszcze bardzo maleńki, bo urodziłem się trochę za wcześnie, przed czasem, ale sam tego nie pamiętam, zachorowałem. Były Święta Bożego Narodzenia. W Górze Kalwarii nie przyjmował wtedy żaden lekarz. Rodzice zadzwonili do Dr Wieniawskiej. Zgodziła się przyjechać. A kiedy mnie zbadała, wezwała karetkę, bo podobno mój stan był poważny. 10 dni walczyłem o życie pod respiratorem. W tym czasie Pani Doktor kontaktowała się z moimi rodzicami, pytając o mój stan. Była moim drugim Aniołem Stróżem, który czuwał nade mną.

          11. Pani Doktor zna się na małych dzieciach i na dużych też, ale zna się też na dorosłych. Zna się na chorobie mojej Babci, która chce, by przychodziła do niej tylko dr Wieniawska.

          12. A ja mam jeszcze brata i Siostrę. I kiedyś zachorowaliśmy wszyscy naraz. I pani Doktor przyszła do nas i żartowała, że nie wiadomo, czy lepiej, że się umówiliśmy i chorujemy w tym samym czasie, czy lepiej by było, żebyśmy dali trochę wytchnienia mamie i chorowali po kolei z odstępami.

           

          To opowieści dzieci.

          Dziękuję Wam bardzo.

          Ale chcę dołączyć jeszcze opowieść córki, Oli” „Mama jest najlepszą mamą na świecie. Świetna Babcia, myślę, że też wspaniała siostra, córka, żona, ciocia, teściowa, przyjaciółka i koleżanka. Nikt nie zgłaszał zażaleń”.

          Dołączyć opinię pierwszych sąsiadów z kamienicy przy ul. Piłsudskiego: „wyjątkowa sąsiadka, lepszej nie można sobie wymarzyć, a przede wszystkim prawdziwy lekarz, z powołania”.

          I to, co dr Wieniawskiej powiedziała koleżanka, lekarz: „całkowicie, codziennie wyjątkowa, cierpliwa, serdeczna, pomocna dla każdego. Zawsze. Nieprawdopodobna osoba. Takich teraz nie ma”.

          Czy potrzeba więcej dowodów i słów?

          Można mnożyć ich wiele.

          Miałam to szczęście, że kiedy 7 lipca 1982 roku Pani Doktor Wieniawska znalazła się wśród mieszkańców Góry Kalwarii, zamieszkała z rodziną w jednej z kamienic przy ulicy Piłsudskiego, gdzie mieszkali moi Dziadkowie. Dzięki temu bardzo szybko zaistniała w mojej świadomości -dr Wieniawska, dr Wieniawska, do Wieniawskiej – powtarzali nie tylko Dziadkowie, ale coraz szersze grono pacjentów.

          Początkowo pracowała jako lekarz rodzinny. Szybko ci bardzo wymagający pacjenci, seniorzy, rozpoznali w niej „prawdziwego lekarza, z powołania” – uważnego, dającego poczucie bezpieczeństwa. Do tego stopnia uznali ją za „swojego” lekarza, że trudno im było zrezygnować z Pani Doktor, kiedy oddała się specjalizacji – pediatrii. Od tego czasu była otoczona przede wszystkim dziećmi i ich rodzicami.

          Łatwo policzyć, że od roku 82 Pani Doktor jest w niejednej rodzinie lekarzem czwartego pokolenia. Tak jest w przypadku mojej rodziny.

          Pani Małgosiu – niech to odznaczenie, które przyznają dziś Pani dzieci będzie też wyrazem wdzięczności nas, dorosłych już dziś, dzieci z początków Pani specjalizacji, dzieci, które teraz wracają do Pani ze swoimi dziećmi:

          - za czas i przyjmowanie nas „poza godzinami” wyznaczonymi urzędowo, za wszystkie „nagłe” wypadki, „niespodziewane zdarzenia”, w których zgadzał się Pani uczestniczyć;

          - za poczucie bezpieczeństwa, które w nas Pani budowała, pokój, którym się dzieliła, uciszone emocje;

          - za obecność;

          - za liczne wypadki, kiedy ze względu na sytuację i okoliczności prywatne wizyty pozostawały dla nas bezpłatne;

          - za wrażliwe serce, które widzi zawsze więcej, i dalej, i głębiej;

          - za wspólną radość właściwej diagnozy, powroty do zdrowia;

          - ale nade wszystko za Pani postawę w momentach diagnoz trudnych, bolesnych, za towarzyszenie w tym, co wykracza poza ramy oficjalnej służby zdrowia; tak, dziękujemy za przypadki towarzyszenia w agonii dziecka, wspólnie przeżytej żałoby, niełatwe diagnozy chorób genetycznych, nowotworowych;

          - za wszystkie historie, które skończyły się radością i te, które były milczącą, rozumiejącą obecnością

           

          Kiedy w roku 2017 jako dorośli mogliśmy przyznać Pani tytuł „Zasłużony dla Góry Kalwarii”, pełna wzruszenia powiedziała Pani: „Dziękuję”.

          Dziś w imieniu wszystkich „dorosłych już Pani dzieci” mówię „DZIEKUJĘ” dzieciom, które zdecydowały się uhonorować Panią Orderem, który tylko od dzieci można otrzymać, Orderem Uśmiechu, Kapitule Orderu Uśmiechu za szybką nominację, ale przede wszystkim chcę powiedzieć „DZIĘKUJĘ” Pani.

          Pani Małgosiu: „DZIĘKUJĘ”.

           

                                      Laudację przygotowała i wraz z dziećmi wygłosiła Pani Monika  Kasprzyk

           

          Czersk, 30 listopada 2018 roku